wtorek, 19 października 2010

Uczyć się angielskiego w Hiszpanii

Ostatnio zaświtała mi owa szalona myśl, aby urozmaicić me biurowe życie i zapisać się na kurs przygotowujący do certyfikatu CPE.
Salamanka, miasto z najstarszym uniwersytetem w Hiszpanii, acz dość jednak prowincjonalne, teoretycznie oferuje taki kurs w kilku szkołach, praktycznie, w 2, z braku rzekomego zainteresowania.
Nie ma się co dziwić, niewielu Hiszpanów zna bowiem jakikolwiek język obcy, a jeśli już zna to w stopniu dość podstawowym, choć prawie wszyscy wpisują w swoje CV co najmniej poziom średni.
Wybrałam jedną ze szkół (wybór z pomiędzy dwóch nie był zbyt trudny). Bezpodstawnie zrobiłam sobie dość duże nadzieje, aby boleśnie się rozczrować.
Na zajęcia przyszedł bardzo młody native speaker bez żadnego przygotowania pedagogicznego i bez najmniejszego pojęcia o tym, czym jest w ogóle certyfikat Proficiency. Mówił do nas przez większość czasu po hiszpańsku, ponieważ był przekonany, że nie mówimy po angielsku (na zajęciach przygotowujących do najwyższego możliwego certyfikatu z angielskiego!). Biedny chłopaczek zapewniał nas, że szkoła przysłała go na te zajęcia bez najmniejszego przygotowania ani bez wiedzy o tym, z jaką grupą będzie prowadził zajęcia.
Takie właśnie profesjonalne podejście oraz szacunek mają szkoły językowe (ta, o której piszę istnieje ponoć od 1975 roku) w Hiszpanii do nauczania języka. Aż trudno jest mi sobie wyobrazić, co się wobec tego musi dziać w szkołach prywatnych, gdzie uczniowie nie płacą z własnej kieszeni za zajęcia. W takich warunkach ignorancja językowa tego narodu wydaje się wręcz usprawiedliwiona.
Jak wygląda hiszpańskie pojmowanie nauki j. angielskiego (Spanglish!!) przedstawia dość wiernie powyższy filmik Gomaespumy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz